Podczas naszych wojaży po Toskanii w jednym z zamkowych miasteczek, spotkaliśmy stragan pełny chrupiących słodkości. Nasze serca i żołądki skradły aromatyczne i chrupiące anyżowe andruty. Prawie o nich zapomniałam, ale przypomniał mi o nich mój Małżonek, dając w prezencie książkę o Toskanii.
Udoskonaliłam przepis na brigidini znaleziony w tej książce, przeszukując włoskie strony z przepisami. Oto po całodziennych próbach i szperaniach, mogę pochwalić się efektami.
Do wykonania tych pyszności potrzebujemy:
150 g mąki
120 g cukru pudru, lub 100 g zmielonego ksylitolu
1 łyżka ziaren anyżu
2 jaja
1 łyżka oliwy z oliwek
szczypta soli
parę kropel olejku waniliowego
Mielimy ziarenka anyżu na proszek. Następnie ze wszystkich składników wyrabiamy ciasto i odstawiamy na 1 godzinę do lodówki. Ciasto dzielimy na mniejsze kulki o wielkości orzecha laskowego. Układamy na papierze do pieczenia w równych odstępach 5-10 cm od siebie. na wierzch układamy arkusz folii spożywczej i rozwałkowujemy na bardzo cieniutkie płatki. Zdejmujemy arkusz folii i pergamin razem z ciastem wkładamy do nagrzanego piekarnika na 5-10 min w temperaturze 180 st C. Znikają błyskawicznie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz